Latarka jest podobno w wyposażeniu każdego pokoju hotelowego w Japonii, na wypadek trzęsienia ziemi.Dziękuję @przemos74 Miło to słyszeć! Skoro się podoba, to snuję dalej naszą opowieść..
Piątek – dzień 7, Tokio
Brr, ale zimno! Dziesięć stopni celsjusza to prawie mróz po upałach Singapuru i Malezji.
:) No nic, najpierw musimy wypłacić pieniądze, bo wydaliśmy prawie wszystkie jeny na bilety. Bankomat w 7 eleven wygląda nieco dziwnie, ale najważniejsze, że przyjmuje polskie karty. Kupuję też Onigiri czyli trójkąciki ryżowe z nadzieniem (tuńczyk, śliwka, wodorosty i inne), cena to ok. 120 jenów. Jemy ze smakiem i już wiemy, że Onigiri pozostaną naszym ulubionym składnikiem śniadania w Japonii.
Jako pierwsze „na tapetę” idzie Takeshita Dori, czyli takie japońskie Krupówki.
:) Pełno tam wszelakiego badziewia, ale jedzenie wygląda zachęcająco. Fajnie, że w większości restauracji w Japonii są plastikowe modele oferowanych posiłków. Znacznie łatwiej coś wybrać niż w Chinach.
Na Takeshita Dori jest też Daiso czyli sklepik „wszystko za 100 jenów plus podatek (czyli ok. 3.5zł)”. Ten sklep najbardziej przypomina nam Pepco, ale jakość i wygląd towarów jest całkiem niezła. No i w ten sposób już pierwszego dnia pobytu obkupiliśmy się w niedrogie, ale oryginalne prezenciki dla rodziny, przyjaciół i znajomych dzieciaków. Niedaleko Takeshita jest Meiji Shrine, wstęp bezpłatny, robi całkiem przyjemne wrażenie.
Beczułki z sake w Meiji Shrine
Z Meji Shrine z kolei już całkiem niedaleko do dzielnicy Shibuya. Wędrując tam, nagle zauważamy siebie samych na dużych telebimach. Zdziwieni zastanawiamy się co się dzieje, rozglądamy się i widzimy ekipę telewizyjną machającą nam zza szyby.
:) Naprawdę jesteśmy w TV
:)
Niektórzy chodzili tak ubrani, a jednak to my jakoś bardziej rzucaliśmy się w oczy
:) Ale mam wrażenie, że Japończycy są najlepiej ubranym narodem świata, są bardziej eleganccy nawet niż Włosi.
Skrzyżowanie Shibuya słynie z bardzo zagmatwanego systemu przejść dla pieszych, które z japońską sprawnością jest pokonywane przez setki osób na minutę.
Niedaleko skrzyżowania znajduje się pomnik pieska Hachiko, który przez wiele lat codziennie wychodził na stację metra wytrwale oczekując swojego zmarłego pana.
Na stacji Shibuya możliwa jest aktywacja Japan Rail Pass, z czego skwapliwie skorzystaliśmy.
Kolejny punkt programu to podziwianie Tokio z 45 piętra czyli wizyta w Metropolitan Government Building. Wstep darmowy, widoki niesamowite, więc stosunek jakości do ceny dąży do nieskończoności. Warto!
Potem jeszcze wieczorny spacer ulicami Tokio, pięknie, tak kolorowo..
I powrót schodami, niemalże spaliliśmy jednego tik-taka .
:)
Sobota – dzień 8, Tokio, Odaiba
Chyba za dużo jednak spaliliśmy tych tik-taków, bo byliśmy mocno zmęczeni i zaspaliśmy.
:lol: Ma to znaczenie, bo o 10.00 rano chcieliśmy zobaczyć pokaz zegara Ghibli. Niestety doopiero o 10:12 docieramy do Nippon Towers, gdzie znajduje się zegar.. Nic to, kierujemy się do pobliskich ogrodów Hamarikyu. Jeśli chodzi o ogrody w Japonii to byłem bardzo sceptyczny, bo co można zobaczyć w ogrodach początkiem lutego? A w ogóle tego typu rzeczy to nudy.. Ale wizyta w Hamarikyu pokazała jak bardzo się myliłem. Ogrody robią wrażenie. Pięknie wypielęgnowane rośliny i starannie wytyczone ścieżki .. a to wszystko otoczone wieżowcami. Wstęp 300 jenów.
Tak naprawdę jednak to nie perspektywa długich, leniwych spacerów zwabiła nas tam (swoją drogą fajny pomysł, ale może jak będziemy 70+
:) ), ale możliwość wzięcia udziału w ceremonialnym piciu herbaty w pawilonie zlokalizowanym w centralnej części parku. Wersja wraz z tradycyjnymi słodkościami Nirikiri kosztuje 720 jenów, a gdy zamówi się samą herbatę znacznie mniej (nie pamiętam dokładnie, około 300 jenów chyba). Miło, że obcokrajowcy dostają wydrukowaną instrukcję, krok po kroku jak należy pić herbatę.
:) Zawikłane, ale do zrobienia
:)
W parku nie zabawiliśmy zbyt długo, bo chcieliśmy zobaczyć pokaz zegara Ghibli o 12:00 (odbywają się o 12:00, 15:00 i 20:00, a w weekendy też o 10:00). Tym razem zziajani zdążyliśmy na czas i było warto. Trzyminutowe przedstawienie oddaje świetnie klimat twórczości Miyazakiego, a jeśli chcecie wiedzieć więcej sami musicie to zobaczyć.
Znajdowaliśmy się w pobliżu stacji Shiodome, tak więc z łatwością mogliśmy skorzystać z automatycznego pociągu Yurikamome i w ten sposób dostać się na sztuczną wyspę Odaibę. Przejazd kosztuje 320 jenów, nasz trzydniowy bilet na metro nie obejmował tej trasy. Pociąg odjeżdża co kilkanaście minut, można więc poczekać i dostać się do samego przodu pierwszego wagonu skąd widoki są najlepsze.
Odaiba okazuje się kolejnym zaskoczeniem. Kiedy planowałem wyjazd jakoś atrakcje tej wyspy wydawały mi się takie naciągane. Nic bardziej mylnego, podobało nam się bardzo! Na samym wstępie znakomite jedzenie w lokalnym food court’cie nastawiło nas pozytywnie do dalszej włóczęgi.
:)
Okosaba, pycha! 920 jenów/porcja
Takoyaki czyli kulki z kawałkami ośmiornicy smażone w głębokim tłuszczu. Mniam!
Zaczęliśmy od pasażu handlowego i tutaj natknęliśmy się na pierwsze ciekawostki:
Zauważyliście dla kogo ten wózek został zaprojektowany?
670 tysięcy jenów czyli ponad 20k pln za psa
:)
Więcej czasu spędziliśmy w Megaweb (wstęp bezpłatny). Na wystawie znajdują się samochody z różnych okresów i nie tylko Toyoty. Kolejna sekcja Megaweb to wielka hala w której znajdują się chyba wszystkie aktualnie produkowane modele Toyoty i do każdego można wsiąść. Bardzo podobało nam się też kino „4D” w którym można przejechać się Toyotą po pustyni czy po śniegu. Niestety Alex nie mogła skorzystać z tej atrakcji, ze względu na wiek, więc jeździliśmy na przemian z żoną. Dostępne są też niezłe gry wideo, ale czas oczekiwania był za długi. Natomiast jeśli ktoś ma międzynarodowe prawo jazdy, to za drobną opłatą można nawet przejechać się różnymi odjechanymi modelami Toyoty.
Wieczorny spacer po Odaibie robi szczególne wrażenie.
Komu świński język na patyku?
Jakbym już gdzieś to widział..
20 metrowa statua Gundama wzbudziła emocje nie tylko u AlexNiedziela – dzień 9, Tokio
Całkiem niedaleko miejsca gdzie mieszkamy znajduje się stajnia sumo Arashio. Można tam obserwować treningi przez duże okno. Brzmi świetnie, więc czemu nie obejrzeć? Niestety nikogo nie ma, pewnie w niedzielę mają wolne.
Zamknięte!
Jak się okazuje nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo zamiast tego urządzamy sobie długi spacer po nieturystycznej, mieszkalnej dzielnicy. Rzecz jasna to jest ciekawsze niż niejedna świątynia. Obserwujemy przygotowania do czegoś w rodzaju festynu. Kluczem do zrozumienia co to jest, jest pewnie napis na kurtkach, jeśli ktoś wie, proszę o informacje.
Widzimy treningi dzieciaków na osiedlowych boiskach
podziwiamy specyficzną architekturę
Rejestrujemy oryginalny sposób tankowania w Japonii
Piętrowe parkingi na rowery to częsty widok, podobnie jak rodzinny rower widoczny po prawej
Znaczna część samochodów to łatwe do parkowania „kosteczki”
I wreszcie docieramy do kościoła katolickiego, schowanego pośród bloków.
Kościół urządzony jest w minimalistycznym, prostym, japońskim stylu, zupełnie odbiega od naszych świątyń.
Później na piechotę idziemy do Akihabara, dzielnicy gier komputerowych i anime. Trochę jesteśmy zawiedzeni, jest mnóstwo ludzi, turystycznie, drogo i jak dla nas mniej ciekawiej niż w zwykłych dzielnicach Tokio. No nie wiem, może trzeba tutaj przyjść nocą, gdy wszystko jest pięknie podświetlone?
amphi napisał:Dojazd do naszego hotelu jest banalny i już wkrótce wybieramy się na kolację. Dobrze trafiliśmy, bo Geylang, czyli dzielnica gdzie mieszkamy [...]Możesz podzielić się informacją, gdzie mieszkaliście? Jeśli tak, to jak oceniasz ten hotel?
@WaldekK Mieszkaliśmy w Fragrance Hotel Ruby. Byliśmy bardzo zadowoleni. Wyszło nas to wtedy niedrogo, bo załapaliśmy się na słynną promocję booking ze zwrotem $40. Pokoje są niewielkie, ale czyste. Hotel położony jest 10 minut piechotą od stacji metra Aljunied, więc dojazd zarówno na lotnisko jak i do różnych atrakcji jest świetny. Do tego w pobliżu jest sporo knajpek dla miejscowych w których można dobrze i tanio pojeść.
:)
Dobre i ciekawe zdjęcia, świetne opisy. Muszę chyba odgrzebać Twoje pozostałe relacje.
:)Czy można liczyć na jakieś podsumowanie kosztów? Choćby przybliżone....
dzięki @marcinsss ! Co do podsumowania kosztów, to może uda mi się przygotować, ale to pewnie trochę potrwa. O ile z relacją jest łatwo, to co do wydatków musiałbym sobie to i owo przypomnieć i przeliczyć.
@amphi nie chodzi o to, żeby Ci dokładać roboty. Sam właśnie zacząłem pisać relację i wiem, ile czasu na to schodzi.
:)Jeżeli o mnie chodzi, to pytając miałem nadzieję, że robiłeś jakieś podsumowanie kosztów na bieżąco. Jeśli nie, to nie zawracaj sobie głowy.
:)
Czy o Kioto będzie cos jeszcze, czy też chirurgia zdominuje dalszą część?Będę tam w przyszłym miesiącu, więc chętnie zaczerpnę więcej informacji
:)Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
Patent z muzeum w Hiroszimie można było zastosować do bliższego zapoznania się z atrakcjami Gionu. Relacje byłaby jeszcze ciekawsza...
:lol:A tak poważnie - jak sobie radzicie w restauracjach? W menu są obrazki albo angielskie nazwy? A może chybił-trafił?
Czy dobrze rozumiem, że "zaliczenie" Uji po drodze do Nary wygląda w ten sposób, że wysiada się z Rapida i po spacerze po Uji wsiada się do któregoś kolejnego Rapida jadącego do Nary? Jeśli tak, to ile trzeba sobie zarezerwować na Uji?Pierwotnie zakładałem, że do Nary będę jechać z Osaki, a nie z Kioto (w obu miastach będę miał po 3 noclegi), ale ta opcja z Kioto wygląda też całkiem OK
:)
@tropikey dokladnie tak to wygladalo w naszym przypadku. Dojscie od stacji do swiatyni zajmuje okolo 20minut. Daje to w obie strony okolo 40min. Do tego czas spedzony w swiatyni, zdjecia, powiedzmy godzine, chyba, ze ktos chce bardzo dokladnie obejrzec znajdujace sie tam ekspozycje. Do tego pewnie bedziesz sie chcial zatrzymac i obejrzec co oferuja sklepiki z herbata znajdujace sie w drodze do swiatyni. Zakladam, ze zajelo nam wszystko dwie godziny lub nieznacznie wiecej. Jesli na powaznie planujesz tam zrobic zakupy to wiadomo, trzeba dokladnie wszystko wyprobowac, porownac ceny itd i ten czas bedzie dluzszy.Tak, dojazd z Kioto jest bardzo dogodny, pociagi kursuja czesto. Co do biletow to jezdzilismy na JRP, ale z tego co widzielismy to na kazdej stacji byly bramki. Stad podejrzenie, ze tak jak piszesz, bedziesz musial kupic dwa bilety raczej.
Bardzo fajna relacja! Dzięki za wiele cennych informacji praktycznych. Na pewno przydadzą się już za jakieś 3 tygodnie
:)Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
Latarka jest podobno w wyposażeniu każdego pokoju hotelowego w Japonii, na wypadek trzęsienia ziemi.Dziękuję @przemos74 Miło to słyszeć! Skoro się podoba, to snuję dalej naszą opowieść..
Piątek – dzień 7, Tokio
Brr, ale zimno! Dziesięć stopni celsjusza to prawie mróz po upałach Singapuru i Malezji. :) No nic, najpierw musimy wypłacić pieniądze, bo wydaliśmy prawie wszystkie jeny na bilety. Bankomat w 7 eleven wygląda nieco dziwnie, ale najważniejsze, że przyjmuje polskie karty. Kupuję też Onigiri czyli trójkąciki ryżowe z nadzieniem (tuńczyk, śliwka, wodorosty i inne), cena to ok. 120 jenów. Jemy ze smakiem i już wiemy, że Onigiri pozostaną naszym ulubionym składnikiem śniadania w Japonii.
Jako pierwsze „na tapetę” idzie Takeshita Dori, czyli takie japońskie Krupówki. :) Pełno tam wszelakiego badziewia, ale jedzenie wygląda zachęcająco. Fajnie, że w większości restauracji w Japonii są plastikowe modele oferowanych posiłków. Znacznie łatwiej coś wybrać niż w Chinach.
Na Takeshita Dori jest też Daiso czyli sklepik „wszystko za 100 jenów plus podatek (czyli ok. 3.5zł)”. Ten sklep najbardziej przypomina nam Pepco, ale jakość i wygląd towarów jest całkiem niezła. No i w ten sposób już pierwszego dnia pobytu obkupiliśmy się w niedrogie, ale oryginalne prezenciki dla rodziny, przyjaciół i znajomych dzieciaków.
Niedaleko Takeshita jest Meiji Shrine, wstęp bezpłatny, robi całkiem przyjemne wrażenie.
Beczułki z sake w Meiji Shrine
Z Meji Shrine z kolei już całkiem niedaleko do dzielnicy Shibuya. Wędrując tam, nagle zauważamy siebie samych na dużych telebimach. Zdziwieni zastanawiamy się co się dzieje, rozglądamy się i widzimy ekipę telewizyjną machającą nam zza szyby. :) Naprawdę jesteśmy w TV :)
Niektórzy chodzili tak ubrani, a jednak to my jakoś bardziej rzucaliśmy się w oczy :) Ale mam wrażenie, że Japończycy są najlepiej ubranym narodem świata, są bardziej eleganccy nawet niż Włosi.
Skrzyżowanie Shibuya słynie z bardzo zagmatwanego systemu przejść dla pieszych, które z japońską sprawnością jest pokonywane przez setki osób na minutę.
Niedaleko skrzyżowania znajduje się pomnik pieska Hachiko, który przez wiele lat codziennie wychodził na stację metra wytrwale oczekując swojego zmarłego pana.
Na stacji Shibuya możliwa jest aktywacja Japan Rail Pass, z czego skwapliwie skorzystaliśmy.
Kolejny punkt programu to podziwianie Tokio z 45 piętra czyli wizyta w Metropolitan Government Building. Wstep darmowy, widoki niesamowite, więc stosunek jakości do ceny dąży do nieskończoności. Warto!
Potem jeszcze wieczorny spacer ulicami Tokio, pięknie, tak kolorowo..
I powrót schodami, niemalże spaliliśmy jednego tik-taka . :)
Sobota – dzień 8, Tokio, Odaiba
Chyba za dużo jednak spaliliśmy tych tik-taków, bo byliśmy mocno zmęczeni i zaspaliśmy. :lol: Ma to znaczenie, bo o 10.00 rano chcieliśmy zobaczyć pokaz zegara Ghibli. Niestety doopiero o 10:12 docieramy do Nippon Towers, gdzie znajduje się zegar.. Nic to, kierujemy się do pobliskich ogrodów Hamarikyu. Jeśli chodzi o ogrody w Japonii to byłem bardzo sceptyczny, bo co można zobaczyć w ogrodach początkiem lutego? A w ogóle tego typu rzeczy to nudy.. Ale wizyta w Hamarikyu pokazała jak bardzo się myliłem. Ogrody robią wrażenie. Pięknie wypielęgnowane rośliny i starannie wytyczone ścieżki .. a to wszystko otoczone wieżowcami. Wstęp 300 jenów.
Tak naprawdę jednak to nie perspektywa długich, leniwych spacerów zwabiła nas tam (swoją drogą fajny pomysł, ale może jak będziemy 70+ :) ), ale możliwość wzięcia udziału w ceremonialnym piciu herbaty w pawilonie zlokalizowanym w centralnej części parku. Wersja wraz z tradycyjnymi słodkościami Nirikiri kosztuje 720 jenów, a gdy zamówi się samą herbatę znacznie mniej (nie pamiętam dokładnie, około 300 jenów chyba). Miło, że obcokrajowcy dostają wydrukowaną instrukcję, krok po kroku jak należy pić herbatę. :) Zawikłane, ale do zrobienia :)
W parku nie zabawiliśmy zbyt długo, bo chcieliśmy zobaczyć pokaz zegara Ghibli o 12:00 (odbywają się o 12:00, 15:00 i 20:00, a w weekendy też o 10:00). Tym razem zziajani zdążyliśmy na czas i było warto. Trzyminutowe przedstawienie oddaje świetnie klimat twórczości Miyazakiego, a jeśli chcecie wiedzieć więcej sami musicie to zobaczyć.
Znajdowaliśmy się w pobliżu stacji Shiodome, tak więc z łatwością mogliśmy skorzystać z automatycznego pociągu Yurikamome i w ten sposób dostać się na sztuczną wyspę Odaibę. Przejazd kosztuje 320 jenów, nasz trzydniowy bilet na metro nie obejmował tej trasy. Pociąg odjeżdża co kilkanaście minut, można więc poczekać i dostać się do samego przodu pierwszego wagonu skąd widoki są najlepsze.
Odaiba okazuje się kolejnym zaskoczeniem. Kiedy planowałem wyjazd jakoś atrakcje tej wyspy wydawały mi się takie naciągane. Nic bardziej mylnego, podobało nam się bardzo!
Na samym wstępie znakomite jedzenie w lokalnym food court’cie nastawiło nas pozytywnie do dalszej włóczęgi. :)
Okosaba, pycha! 920 jenów/porcja
Takoyaki czyli kulki z kawałkami ośmiornicy smażone w głębokim tłuszczu. Mniam!
Zaczęliśmy od pasażu handlowego i tutaj natknęliśmy się na pierwsze ciekawostki:
Zauważyliście dla kogo ten wózek został zaprojektowany?
670 tysięcy jenów czyli ponad 20k pln za psa :)
Więcej czasu spędziliśmy w Megaweb (wstęp bezpłatny). Na wystawie znajdują się samochody z różnych okresów i nie tylko Toyoty. Kolejna sekcja Megaweb to wielka hala w której znajdują się chyba wszystkie aktualnie produkowane modele Toyoty i do każdego można wsiąść. Bardzo podobało nam się też kino „4D” w którym można przejechać się Toyotą po pustyni czy po śniegu. Niestety Alex nie mogła skorzystać z tej atrakcji, ze względu na wiek, więc jeździliśmy na przemian z żoną. Dostępne są też niezłe gry wideo, ale czas oczekiwania był za długi. Natomiast jeśli ktoś ma międzynarodowe prawo jazdy, to za drobną opłatą można nawet przejechać się różnymi odjechanymi modelami Toyoty.
Wieczorny spacer po Odaibie robi szczególne wrażenie.
Komu świński język na patyku?
Jakbym już gdzieś to widział..
20 metrowa statua Gundama wzbudziła emocje nie tylko u AlexNiedziela – dzień 9, Tokio
Całkiem niedaleko miejsca gdzie mieszkamy znajduje się stajnia sumo Arashio. Można tam obserwować treningi przez duże okno. Brzmi świetnie, więc czemu nie obejrzeć? Niestety nikogo nie ma, pewnie w niedzielę mają wolne.
Zamknięte!
Jak się okazuje nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo zamiast tego urządzamy sobie długi spacer po nieturystycznej, mieszkalnej dzielnicy. Rzecz jasna to jest ciekawsze niż niejedna świątynia. Obserwujemy przygotowania do czegoś w rodzaju festynu. Kluczem do zrozumienia co to jest, jest pewnie napis na kurtkach, jeśli ktoś wie, proszę o informacje.
Widzimy treningi dzieciaków na osiedlowych boiskach
podziwiamy specyficzną architekturę
Rejestrujemy oryginalny sposób tankowania w Japonii
Piętrowe parkingi na rowery to częsty widok, podobnie jak rodzinny rower widoczny po prawej
Znaczna część samochodów to łatwe do parkowania „kosteczki”
I wreszcie docieramy do kościoła katolickiego, schowanego pośród bloków.
Kościół urządzony jest w minimalistycznym, prostym, japońskim stylu, zupełnie odbiega od naszych świątyń.
Później na piechotę idziemy do Akihabara, dzielnicy gier komputerowych i anime. Trochę jesteśmy zawiedzeni, jest mnóstwo ludzi, turystycznie, drogo i jak dla nas mniej ciekawiej niż w zwykłych dzielnicach Tokio. No nie wiem, może trzeba tutaj przyjść nocą, gdy wszystko jest pięknie podświetlone?