0
amphi 3 września 2018 20:21
Image

Image

Kiedy tak przemierzamy Tokio, narasta atmosfera wyczekiwania. Dziś dla Alex najważniejszy punkt programu, czyli wyprawa do muzeum Ghibli. Dla niewtajemniczonych: Ghibli to wytwórnia filmowa, produkująca filmy animowane, będące naszym skromnym zdaniem, prawdziwymi arcydziełami. Alex uwielbia Totoro i Podniebną pocztę Kiki, my z kolei Ruchomy zamek Hauru i Spirited Away no i wiele innych filmów. Mimo, że atrakcja znajduje się na przedmieściach Tokio (stacja Mitaka), to dojazd jest łatwy, wystarczy wsiąść w linię JR Chuo (JR nie jest objęty naszym trzydniowym biletem na metro). Problematyczny jest natomiast zakup biletów do muzeum Ghibli. Bilety można kupić online w umiarkowanej cenie 1000 yenów. Natomiast jest ich bardzo ograniczona ilość i rozchodzą się w kilka minut. 10 dnia każdego miesiąca wrzucane są do systemu bilety na cały kolejny miesiąc. Dzieje się to o godzinie 10:00 ale czasu japońskiego, co oznacza konieczność wstania w środku nocy, walczenia z obciążonymi serwerami i po kilku emocjonujących minutach cieszenia się zakupem.

Tutaj można kupić bilety jeśli ktoś ma ochotę się wybrać:
https://l-tike.com/st1/ghibli-en/sitetop

Muzeum nie jest duże i dwie-trzy godziny powinny wystarczyć. Czy warto? Absolutnie! Dom urzeka swoim wnętrzem, a wystawy są przemyślane i interesujące. Co więcej w sali kinowej można obejrzeć krótki filmik, który nie jest dostępny nigdzie indziej. Na terenie muzeum obowiązuje kategoryczny zakaz fotografowania, by miejsce nie zatraciło swojej aury tajemniczości i niezwykłości. Jak się domyślacie jest tam też sklepik z pamiątkami i to był jeden z celów wyprawy, Alex sobie wymyśliła, że przywiezie do Polski Totoro. I faktycznie wybór był spory, a Alex wybrała .. największego i najdroższego. Zabawne, bo właśnie tyle dostała pieniędzy na to od swojego ojca chrzestnego.

Image
Do muzeum jeżdżą autobusy, ale poszliśmy na piechotę bo to przecież nieco ponad kilometr dobrze oznaczoną drogą.

Image
Tędy :)

Image
Totoro sprzedaje bilety

Image
Ile szczęścia mogą czasami dać zakupy

ImagePoniedziałek – dzień 10, Nikko, przejazd do Kioto, 1 dzień JR pass

Dziś opuszczamy Tokio, bez żalu, było fajnie, ale czas zobaczyć coś innego. Tym czymś będzie Nikko, czyli niewielkie górskie miasteczko, słynne ze swoich świątyń. Trochę nam nie po drodze, bo planujemy na wieczór być w Kioto, ale szybkie pociągi Shinkansen rozwiązują sprawnie problem. To nasz pierwszy dzień korzystania z karnetu Japan Rail Pass, pozwalającego na dowolną ilość przejazdów pociągami przez tydzień, który aktywowaliśmy na stacji Shibuya kilka dni temu. Mamy tylko dwa bilety, bo dzieci do piątego roku życia jeżdżą za darmo. W teorii nieco to komplikuje przejazd, bo moglibyśmy rezerwować tylko dwa miejsca w pociągu, ale okazuje się to zupełnie bez znaczenia, bo przez cały tydzień korzystania z JRP jeździliśmy w wagonach bez rezerwacji i zawsze znalazły się miejsca dla naszej trójki. Może inaczej jest w czasie wakacji czy świąt. Fajną rzeczą jest gęsta siatka połączeń szybkich pociągów oraz ich punktualność. Wrażenie robi też dokładność z jaką zatrzymują się na peronie. Drzwi otwierają się perfekcyjnie w miejscu gdzie wskazują linie, pasażerowie szybko wysiadają, kolejni wsiadają i tak nawet na dużej stacji pociąg zatrzymuje się raptem na jakieś trzy minuty i to wystarczy. Trochę to było podobne doświadczenie do jazdy innymi szybkimi pociągami np. w Chinach czy TGV, ale te japońskie zdecydowanie są najładniejsze. :) No i unikalny jest poziom obsługi, konduktor czy pani sprzedająca przekąski przy wejściu do wagonu kłaniają się, podobnie przy wychodzeniu odwracają się twarzą do pasażerów i wykonują ukłon. :)

Image

Image
Wrażenie robi ilość miejsca na nogi

Image
Z tego samego peronu pociągi odjeżdżają co kilka minut i nie rodzi to żadnych komplikacji


Wszystko to ciekawe, ale największą niespodzianką okazał się widok za oknem. Oto co zobaczyliśmy w drodze do Nikko. :)
Image
Fuji

Nikko okazało się bardzo ekumenicznym miasteczkiem:

Image

Image

Jak się domyślacie jechaliśmy do Nikko z całym naszym bagażem, ale to nie był problem, bo na stacji kolejowej można zostawić nawet dużą walizkę w skrytce.
Najważniejszym miejscem w Nikko jest świątynia Tosho-gu, która oddalona jest nieco od dworca kolejowego. Kursują do niej autobusy, ale my zdecydowaliśmy się pójść pieszo. Okazało się, że to dobry wybór, bo wcale nie było daleko, a widoki piękne.Przy czym nie poszliśmy wzdłuż głównej drogi, a skręciliśmy raczej najpierw w prawo.

Image


Image

Po drodze rozbawił nas też widok takiego różowego autobusu:

Image

Sama świątynia jest faktycznie warta uwagi, choć mocno podobna do tego co można zobaczyć w Chinach.

Image

Image

Image

Image

Image

Image
Słynne trzy małpki

Dojazd do hotelu zajął nam trochę czasu bo niestety należy wrócić do Tokio, a stamtąd dopiero dostać się do Kioto. Ale wszystko poszło sprawnie i już około 22:00 odpoczywaliśmy w hotelu, by mieć siły na wyzwania kolejnego dnia..dzięki @marcinsss ! Co do podsumowania kosztów, to może uda mi się przygotować, ale to pewnie trochę potrwa. O ile z relacją jest łatwo, to co do wydatków musiałbym sobie to i owo przypomnieć i przeliczyć. Będę się też w relacji starał na bieżąco umieszczać ceny jeśli tylko mam je zanotowane.Wtorek – dzień 12, Kioto

Dzisiejszy dzień planujemy poświęcić na to, z czego Kioto jest najbardziej znane czyli świątynie. Miasto jest dawną stolicą Japonii, co jednak nie tłumaczy czemu tych świątyń jest tak wiele. :D Czasami dosłownie jedna stoi przy drugiej. W rezultacie trudno jest wybrać, które zobaczyć i oczywiście nie mamy żadnej pewności czy zobaczyliśmy te najciekawsze. Ostatecznie zdecydowaliśmy się pojechać autobusem w okolice świątyni Ginkakuji, ale nie wchodziliśmy do środka. Sporo ludzi, wstęp 500 jenów, a podobno są ciekawsze świątynie, zwłaszcza o tej porze roku. Zamiast tego poszliśmy wzdłuż Philosopher’s Path do Honen-in. Ta świątynia jest za darmo, prawie nikogo nie ma i robi takie przyjemne, spokojne wrażenie..

Image

Image

Image

Obok świątyni jest cmentarz, na który warto też zerknąć.

Image

Image

Idąc dalej Philosopher’s Path można natknąć się na domowe kapliczki i inne ciekawostki
Image

Image

Image
Japońska Żabka

Kolejnych świątyń i mniejszych tym podobnych obiektów jest po drodze wiele, my wstąpiliśmy między innymi do Nanzen-ji
Image

Image

Image

Potem podjeżdżamy kawałek autobusem i spontanicznie wysiadamy sądząc, że to dobra strategia, żeby zjeść coś w totalnie nieturystycznym miejscu. Nic bardziej mylnego, w tym losowym miejscu wszystkie knajpki są pozamykane. Czemu? Chyba dlatego, że ludzie o tej porze pracują. Ostatecznie głodni wracamy w okolice hotelu i tam znajdujemy coś odpowiedniego.
Nieco krótszy ten odcinek dzisiaj, ale trochę wcześniej skończyliśmy wędrować niż zwykle. Dwunastego dnia podróży trzeba było w końcu nieco odsapnąć.. 8-) Zresztą trzeba było zrobić pranie, zakupy i tak dalej. Uwaga: japońskie pralki same dodają proszek :)

Image

Na sam koniec wspomnę o autobusach, które są najbardziej dogodnym środkiem transportu w Kioto. Bilet jednorazowy kosztuje 230 jenów, a całodzienny 500, więc oczywiście lepiej wybrać ten drugi. Tak bilet można nawet kupić w recepcji hotelowej.
To wszystko na dzisiaj. Najbardziej uważne osoby pewnie zauważyły, że nastąpił przeskok z 10 na 12 dzień podróży. :) To drobna korekta, bo „dzień 3” pojawia się omyłkowo aż dwa razy. :D

A już w następnym odcinku do naszego pokoju wkroczą zamaskowane postacie ubrane w fartuchy chirurgiczne. Pozostańcie przy odbiornikach..@tropikey w Kioto bylismy od wtorku do niedzieli, wiec bedzie jeszcze sporo zarowno o samym Kioto jak i o wypadach w okolicy. :)Środa – dzień13, Kioto

Eh, planowaliśmy się dobrze wyspać, ale już wieczorem coś nie grało. Wszyscy czuliśmy się nienaturalnie zmęczeni, a Alex skarżyła się, że się trochę niedobrze czuje. Daliśmy jej ziołowy specyfik i poszliśmy spać. W nocy nagle budzi nas gwałtowne poruszenie i charakterystyczny dźwięk. Zapalamy światło … no tak na samym środku kołdry znajduje się wielki paw. Chwila konsternacji, tego jeszcze nie trenowaliśmy :o Sprzątamy i zabezpieczamy miejsce szkody jak tylko możemy i z duszą na ramieniu idę na recepcję. Wyjaśniam co się stało, blady odcień skóry pani recepcjonistki robi się jakby jeszcze jaśniejszy, ale bez mrugnięcia okiem woła koleżankę i gdzieś znikają. Kilka minut później wracają ubrane w fartuchy przypominające te chirurgiczne, maski, rękawiczki, ochraniacze na buty i przybory do sprzątania. Dzielnie stawiają czoła wyzwaniu i grzecznie nas żegnają. Ukłonom nie ma końca. ;) Strasznie mi głupio, nasza córka chyba jeszcze nigdy nie spowodowała tak kłopotliwej sytuacji w podróży, no ale to nie jej wina. Alex oświadcza, że czuje się już dobrze :) , po czym głęboko zasypia i faktycznie kolejnego dnia nie ma śladu choroby.

Zresztą rano Alex nas zaskakuje po raz kolejny, bo spogląda przez okno i woła nas. Okazuje się, że pod hotelem jest plac budowy, a tam właśnie odbywa się dziwny ceremoniał. Najpierw siedmiu „inżynierów” przegląda jakieś papiery i wygłasza przemowy, podczas gdy około dziesięciu „pracowników” przysłuchuje się temu stojąc w równym rządku i co jakiś czas coś wykrzykując. Następnie odbywa się gimnastyka. Podobne odprawy przed pracą udaje nam się zobaczyć jeszcze raz, więc to chyba popularna praktyka.

Image

Dzisiejszy dzień zaczynamy od Fushimi Inari, z którym zetknął się pewnie każdy kto czytał coś o Kioto. Wstęp bezpłatny. Idziemy na stację Kioto, tutaj mała dygresja: na stacji znajduje się bardzo dobry punkt obsługi turystycznej, gdzie można dostać różne mapki i bardzo przydatną rozpiskę listy przystanków najważniejszych linii autobusowych. Dojazd do świątyni jest bardzo prosty, pociąg (Nara Line, dwie stacje od Kioto Station) zatrzymuje się tuż przy świątyni, a razem z nami wysiada tłum innych zainteresowanych tym miejscem. To prawda, świątynia robi wrażenie, ale ilość ludzi na tym rozległym terenie jest rzeczywiście duża. Zanim uda nam się lepiej zapoznać ze świątynią słyszymy głośne kołatanie i widzimy pędzących gdzieś kapłanów. Gnają tak szybko w tych swoich drewnianych klapkach, że w ostatniej chwili udaje nam się zrobić zdjęcie.

Image

Świątynia znana jest jako Senbon Torii czyli tysiąc bram i faktycznie: wytyczony szlak wiedzie dość długo w górę wśród pomarańczowych torii. Bardzo fajne miejsce, ale gdybym miał okazję być jeszcze raz przyszedłbym zaraz o świcie. Bez tych wszystkich ludzi musi być magicznie..

Image

Image

Image

Image

Kolejną świątynią którą chcemy odwiedzić jest Kinkakuji czyli złoty pawilon. Nie mylić z Ginkakuji, o której wspomniałem w poprzednim odcinku. Strasznie podobne te nazwy. Aby zaoszczędzić czas i nie stać w korkach, do Kinkakuji dojeżdżamy pociągiem tj do stacji Emmachi, a dopiero stamtąd autobusem 204 lub 205. Przystanek autobusowy znajduje się kawałek od stacji, ale to nie problem, bo gdy tylko podchodzimy do najbliższego przystanku grupa Japończyków bez pytania z uśmiechami i wielkim entuzjazmem wskazuje nam drogę. Właściwy przystanek ukryty jest tuż za rogiem. Autobusy są mocno zatłoczone, ale wystarczy chwilę poczekać i przyjeżdża następny. Wstęp do świątyni jest płatny (może 240 jenów ?), ale zdecydowanie warto, bo jak widać na zdjęciach świątynia ma zupełnie inny charakter. Jest też niewielka. Spotykamy tam wycieczkę szkolną, młodzież ubrana jest w kimona. Widać, że są zainteresowani nami, więc prowadzimy małą pogawędkę. Trochę ciężko im ten angielski idzie, ale się starają. Wpisujemy się do czegoś w rodzaju pamiętnika. Tyle, że w wydaniu japońskim, a więc są gotowe rubryczki na: z jakiego kraju pochodzisz, ile masz lat, jak się nazywasz i tak dalej. :)

Image

Image

Image

Przechadzając się po okolicy natrafiamy na całkiem smaczne coś, trochę jak fast-food, trochę jak słodycze. Smakuje to nieco jak duża kluska śląska polana słodkim sosem :) podawana na ciepło na patyku. Są chyba różne rodzaje, ale nie mamy szans się porozumieć ze sprzedawczynią, więc jesteśmy skazani na jeden smak, ale jest całkiem-całkiem.

Image

W ogóle to jemy dzisiaj niezdrowo, bo każde z nas zamawia wielką michę smażonego w głębokim tłuszczu kurczaka wraz z dodatkami. Taka porcja kosztuje w przeliczeniu jakieś 20zł.

Image

Po posiłku wskakujemy do autobusu i jedziemy do świątyni Kiyomizudera. Znajduje się na niewielkim wzgórzu, więc dodatkowo możemy cieszyć się ładnym widokiem.

Image

Image

Image

Image


Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (15)

waldekk 6 września 2018 19:40 Odpowiedz
amphi napisał:Dojazd do naszego hotelu jest banalny i już wkrótce wybieramy się na kolację. Dobrze trafiliśmy, bo Geylang, czyli dzielnica gdzie mieszkamy [...]Możesz podzielić się informacją, gdzie mieszkaliście? Jeśli tak, to jak oceniasz ten hotel?
amphi 6 września 2018 21:56 Odpowiedz
@WaldekK Mieszkaliśmy w Fragrance Hotel Ruby. Byliśmy bardzo zadowoleni. Wyszło nas to wtedy niedrogo, bo załapaliśmy się na słynną promocję booking ze zwrotem $40. Pokoje są niewielkie, ale czyste. Hotel położony jest 10 minut piechotą od stacji metra Aljunied, więc dojazd zarówno na lotnisko jak i do różnych atrakcji jest świetny. Do tego w pobliżu jest sporo knajpek dla miejscowych w których można dobrze i tanio pojeść. :)
przemos74 14 września 2018 07:34 Odpowiedz
Dobrze się czytam, czekamy na dalszą część :)
marcinsss 19 września 2018 12:42 Odpowiedz
Dobre i ciekawe zdjęcia, świetne opisy. Muszę chyba odgrzebać Twoje pozostałe relacje. :)Czy można liczyć na jakieś podsumowanie kosztów? Choćby przybliżone....
amphi 19 września 2018 18:19 Odpowiedz
dzięki @marcinsss ! Co do podsumowania kosztów, to może uda mi się przygotować, ale to pewnie trochę potrwa. O ile z relacją jest łatwo, to co do wydatków musiałbym sobie to i owo przypomnieć i przeliczyć.
marcinsss 19 września 2018 19:28 Odpowiedz
@amphi nie chodzi o to, żeby Ci dokładać roboty. Sam właśnie zacząłem pisać relację i wiem, ile czasu na to schodzi. :)Jeżeli o mnie chodzi, to pytając miałem nadzieję, że robiłeś jakieś podsumowanie kosztów na bieżąco. Jeśli nie, to nie zawracaj sobie głowy. :)
tropikey 21 września 2018 07:22 Odpowiedz
Czy o Kioto będzie cos jeszcze, czy też chirurgia zdominuje dalszą część?Będę tam w przyszłym miesiącu, więc chętnie zaczerpnę więcej informacji :)Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
amphi 21 września 2018 08:26 Odpowiedz
@tropikey w Kioto bylismy od wtorku do niedzieli, wiec bedzie jeszcze zarowno o samym Kioto jak i o wypadach w okolicy. :)
tropikey 21 września 2018 08:32 Odpowiedz
no to czekam z niecierpliwością :)
marcinsss 24 września 2018 07:33 Odpowiedz
Patent z muzeum w Hiroszimie można było zastosować do bliższego zapoznania się z atrakcjami Gionu. Relacje byłaby jeszcze ciekawsza... :lol:A tak poważnie - jak sobie radzicie w restauracjach? W menu są obrazki albo angielskie nazwy? A może chybił-trafił?
tropikey 26 września 2018 07:13 Odpowiedz
Czy dobrze rozumiem, że "zaliczenie" Uji po drodze do Nary wygląda w ten sposób, że wysiada się z Rapida i po spacerze po Uji wsiada się do któregoś kolejnego Rapida jadącego do Nary? Jeśli tak, to ile trzeba sobie zarezerwować na Uji?Pierwotnie zakładałem, że do Nary będę jechać z Osaki, a nie z Kioto (w obu miastach będę miał po 3 noclegi), ale ta opcja z Kioto wygląda też całkiem OK :)
amphi 26 września 2018 13:34 Odpowiedz
@tropikey dokladnie tak to wygladalo w naszym przypadku. Dojscie od stacji do swiatyni zajmuje okolo 20minut. Daje to w obie strony okolo 40min. Do tego czas spedzony w swiatyni, zdjecia, powiedzmy godzine, chyba, ze ktos chce bardzo dokladnie obejrzec znajdujace sie tam ekspozycje. Do tego pewnie bedziesz sie chcial zatrzymac i obejrzec co oferuja sklepiki z herbata znajdujace sie w drodze do swiatyni. Zakladam, ze zajelo nam wszystko dwie godziny lub nieznacznie wiecej. Jesli na powaznie planujesz tam zrobic zakupy to wiadomo, trzeba dokladnie wszystko wyprobowac, porownac ceny itd i ten czas bedzie dluzszy.Tak, dojazd z Kioto jest bardzo dogodny, pociagi kursuja czesto. Co do biletow to jezdzilismy na JRP, ale z tego co widzielismy to na kazdej stacji byly bramki. Stad podejrzenie, ze tak jak piszesz, bedziesz musial kupic dwa bilety raczej.
tropikey 30 września 2018 09:33 Odpowiedz
Bardzo fajna relacja! Dzięki za wiele cennych informacji praktycznych. Na pewno przydadzą się już za jakieś 3 tygodnie :)Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
kloose84 2 października 2018 17:16 Odpowiedz
Przyjemna relacja i bardzo ładne fotki. Fajnie, że podróż się udała.
marcinsss 3 października 2018 17:20 Odpowiedz
Bardzo fajnie się z Wami podróżowało. :)