Od czasu do czasu bywa, że ktoś wygłasza nam taką bądź zbliżoną wypowiedź: “Tak ciągle latacie po świecie, a ja tam radziłbym Wam zamiast tego najpierw zobaczyć porządnie Polskę!”.
Pewnie, nie widzieliśmy jeszcze wielu fantastycznych miejsc, nawet w najbliższej okolicy, tyle, że zawsze można kiedyś je jeszcze odwiedzić, nawet na starość. Natomiast z tymi odległymi krajami to kwestia splotu wielu czynników: dostępności niedrogich lotów, możliwości finansowych, czasowych (praca!), zdrowia własnego i rodziców, stabilności na świecie itd itp. Niewiele trzeba, żeby zakłócić stan tak delikatnej równowagi. Ten wyjazd właśnie jest na to dowodem: bilety do Ekwadoru z trzydniowym stopem w Nowym Jorku kupiliśmy już bardzo dawno. Wyjazd szybko uzupełniłem dokupując przelot na Galapagos. Co było potem? Niespodziewanie w listopadzie wylądowałem na dwa tygodnie w szpitalu, zahaczając przez dwa dni o OIOM. Potem jeszcze rekonwalescencja i kiedy już sądziłem, że wyjazd pójdzie w piach (najmniejszy problem w tych okolicznościach), doszło do poprawy. Szybka konsultacja u specjalisty, który jest podobnym wariatem do nas, ale przemierzającym świat jachtem:
(ja) co Pan sądzi o pomyśle wyjazdu do Ekwadoru? (doktor) koniecznie jechać!! Tylko niech Pan wykupi dobre ubezpieczenie medyczne. (ja) a wulkany z wejściem na wysokość 4500m? (doktor) no nie, na to jeszcze trzeba poczekać
No i w ten sposób dokonałem szybkiej i względnie łatwej zmiany trasy - zamiast Cotopaxi, Chimborazo i laguny Quilotoa zdecydowaliśmy się na Cuencę, park narodowy Cajas i okolice.
Kolejny czynnik z delikatnego splotu pozwalającego na podróże zawalił się niecałe trzy tygodnie przed wyjazdem, bo w Ekwadorze wprowadzono stan wyjątkowy i rozpoczęto ostrą walkę z mafią narkotykową. Cóż robić? Po dokładnym rozeznaniu sytuacji zdecydowaliśmy się skupić na Galapagos, skracając do minimum pobyt w kontynentalnym Ekwadorze, a z kolei wydłużając nasz czas w Nowym Jorku do tygodnia. Udało nam się to bezkarnie, bo w międzyczasie były zmiany rozkładowe i linia lotnicza zgodziła się na modyfikację biletów. Relację z Galapagos napiszę może w dalszej kolejności, bo istnieje już świeża relacja z tamtych rejonów na forum, a skupię się na razie na naszym tygodniu w Nowym Jorku.
Jeszcze dla przypomnienia, podróżujemy we trójkę: żona, córka, która ma już 10.5 roku (występuje w relacji jako Alex), no i ja. Byliśmy w Nowym Jorku w dniach 6-12.02.2024.
Wydłużenie pobytu w Nowym Jorku wiązało się z pewnymi dylematami: sądziłem, że nie uda się zarezerwować w sensownej cenie noclegu z tak niedużym wyprzedzeniem, no i jak wypełnić atrakcyjnie siedem dni w mieście słynącym z nieprzyjemnych zim? Co do noclegu to znalazłem w dobrej cenie hotel ze świetnymi opiniami na Bronksie. Jeśli chodzi o atrakcje, to okaże się w miarę postępów relacji
:) Tak więc do rzeczy!
Dzien 1.
Nasz wylot z Guayaquil opóźnił się o dwie godziny i ostatecznie przeszliśmy formalności na lotnisku JFK około pierwszej w nocy. W przeciwieństwie do miast takich jak Tokio, w NY nie ma się co stresować, bo metro jeździ przez całą dobę. Nie skorzystaliśmy z najtańszej zupełnie możliwości przejazdu tj. użycia autobusu zamiast płatnego odcinka Airtrain, bo i tak nasza podróż miała obejmować trzy środki transportu tj Airtrain i dwie linie metra i trwać łącznie dwie godziny. Ostatecznie więc zapłaciliśmy po $8.25 za przejazd Airtrain płatne przy wysiadaniu na Jamaica station oraz po $34 za tygodniową Metrocard, którą i tak potrzebowaliśmy. System automatów jest mocno nieprzemyślany, rzucał błędami, prawdopodobnie z tego powodu, że użyłem tej samej karty do zapłaty za Airtrain i za tygodniówkę. Żonglowanie kartami płatniczymi, konieczność kupienia karty na przejazd dla każdej z osób w osobnej transakcji, limity płatności kartą no i jeszcze konieczność wpisywania kodu pocztowego. Uff, cóż może być przyjemniejszego o pierwszej w nocy. ?W rzeczywistości ogarnęliśmy to ekspresowo, bo spieszyliśmy się na pociąg, bo jeżdżą w nocy rzadziej, a dodatkowe 20min snu jest bezcenne!
Jazda nocą metrem nie jest niczym szczególnym, sprawdziliśmy, że “NY to miasto które nigdy nie śpi”, faktycznie było trochę ludzi. Ważne, żeby wsiadać do wagonów w których są już ludzie, bo to bezpieczniej, a w tych pustych bywają bezdomni, którzy generują nieznośny zapach niekiedy nawet na cały wagon. Przesiadka między liniami metra wymagała nieco uważności, bo nocą trasy metra różnią się nieco od tych dziennych chyba z powodu remontów, zwłaszcza w okolicach weekendów. Do tego warto czytać oznaczenia na stacjach, bo pociąg w naszym przypadku odjeżdżał z innego peronu niż pokazywało google maps, taki urok nocnego podróżowania. W ten oto sposób dotarliśmy w okolicach trzeciej nad ranem na Bronks. Ostatnie 300m ze stacji do hotelu pokonaliśmy pieszo i widzieliśmy parę nieco dziwnych postaci, ale myślę, że albo nie byliśmy w ich obszarze zainteresowań, albo wykorzystaliśmy element zaskoczenia. Biała rodzina z wielką walizką, szybkim i zdecydowanym krokiem przemierzająca nocą Bronks może być widokiem wprawiającym w osłupienie niektórych osobników.
:D Pokój w hotelu Highbridge okazał się mieć iście amerykański rozmiar, myślę, że miał ponad 30m i był dla nas idealny, więc najszybciej jak się dało wypróbowaliśmy obszerne łóżka.
:)
Rano dospaliśmy aż do 9:00 i rzutem na taśmę zjedliśmy śniadanie, które było tylko do 10:00. Poranne jedzenie pierwszego dnia wydawało się całkiem ok: jajecznica, hamburgery, ziemniaczki z warzywami (gotowe z puszki!), jogurt naturalny, jabłka, pomarańcze. Z każdym dniem jednak coraz bardziej tęskniliśmy do własnych posiłków, pełnych świeżych warzyw, których tutaj prawie nie dało się uświadczyć.
Właściwe przywitanie z Nowym Jorkiem rozpoczęliśmy od wymarzonego miejsca Alex. Czy wiecie może gdzie jesteśmy? ?
Czapka kosztowała $170 więc poprzestaliśmy na przymierzeniu.
Ponieważ mieliśmy fantastyczną pogodę (która utrzymała się właściwie przez cały nasz pobyt) - pełne słońce, 9-12 stopni, to Central Park wydawał się znakomitym wyborem. I rzeczywiście, to piękne miejsce o każdej porze roku!
Mamy w Central Parku też mocny polski akcent: pomnik króla Jagiełły!
A oto miejsce gdzie mieszkali John Lennon i Yoko Ono:
W tej okolicy John został zastrzelony, stąd też pobliska część Central Parku upamiętnia muzyka i nosi nazwę Strawberry Fields. Za każdym razem gdy tam pojawialiśmy się, ktoś grał piosenki Beatlesów.
W parku można by spędzić znacznie więcej czasu, gdyby ktoś chciał, ale my mieliśmy ambitne plany - zwiedzanie Biblioteki Publicznej. Budynek jest oczywiście dostępny dla każdego, ale tylko z przewodnikiem można zajrzeć do mniej dostępnych miejsc, móc zrobić zdjęcie czytelni, czy po prostu posłuchać mnóstwa ciekawostek związanych z biblioteką. Zwiedzanie jest bezpłatne, ale konieczna jest wcześniejsza rezerwacja na stronie: https://www.showclix.com/event/nypl-building-tours
Zdecydowanie warto, stosunek jakości do ceny dąży do nieskończoności!
;)
Uczestnicy oprowadzania mają 10% zniżki na rzeczy w sklepiku, ale jakoś do nas to nie przemawiało skoro dla przykładu taka prosta torba kosztowała $85.
W bibliotece znajduje się wystawa eksponatów mniej lub bardziej związanych z miejscem, można tam wejść bez oprowadzania.
Pluszaki z Harrodsa będące inspiracją dla autora Kubusia Puchatka.
Chyba najbardziej znany miś świata w oryginalnej postaci.
Potem poszwędaliśmy się po okolicy
I poszliśmy na cheeseburgery do Five Guys. Jak zwykle jedne duże frytki (czytaj: “wiaderko”
:) ) spokojnie wystarcza na naszą trójkę.
:)
Wieczór oszołomił nas feerią kolorów w okolicy Times Square.
@Sudoku nic tak nie mobilizuje jak zainteresowanie ze strony drogich Czytelników
:D W tej sytuacji jutro będzie kolejna część.
:lol:Dzien 3
Na dziś zaplanowaliśmy wypad do dolnej części Manhattanu i parę bonusów. ?
Przyjemnie się zwiedza te okolice, bo jest trochę przestrzenniej niż w okolicach Empire State Building.
Architektura jest tak samo zróżnicowana jak wszędzie na Manhattanie. Nikomu nie przeszkadza, że sąsiadujące ze sobą budynki są w kompletnie innym stylu. I tak całość się w jakiś sposób “zgadza”.
A oto najstarszy kościół na Manhattanie, w którym bywał George Washington : St. Paul’s Chapel
Powoli zmierzamy ku naszemu pierwszemu dzisiaj celowi: muzeum 9/11. Znajdują się tutaj dwa monumenty, dostępne bezpłatnie oraz samo muzeum które odwiedzamy korzystając z CityPass. To najbardziej uczęszczane z miejsc w ramach karnetu i pewnie w sezonie konieczna jest wczesna rezerwacja. Muzeum zaskakuje, robi większe wrażenie niż podejrzewałem. Można tu zobaczyć fundamenty dwóch wież, przedmioty związane z tragedią oraz elementy audiowizualne jak np. zapis rozmów stewardes i pasażerów z rodzinami tuż przed rozbiciem się samolotów. Całość bardzo porusza.
Stamtąd udajemy się w kierunku Wall Street. Muszę przyznać, że wyobrażałem sobie to miejsce zupełnie inaczej. Wielkie centrum finansowe, symbol potęgi i wpływów.. W rzeczywistości budynek giełdy nowojorskiej trochę ginie wśród mnóstwa otaczających wieżowców.
Nieopodal znajduje się pomnik byka, gdzie stoi kolejka chętnych by sobie zrobić zdjęcie z przodu … i z tyłu.
:)
Tłusty czwartek świętujemy, jakże by inaczej, tuzinem pączków.
:lol:
A następnie udajemy się na prom na Staten Island. Prom kursuje co pół godziny i przejazd jest bezpłatny. Nie interesuje nas jednak sama wyspa tylko widoki na Manhattan a także na taki oto pomnik.
@amphi Pisz szybciej, szybciej, bo za 2 tygodnie lecę na weekend do NYC.A że będzie to mój pierwszy raz tamże, to przyjmę każdą dawkę rekomendacji czy uwag.
Graffiti w Bushwick super... Szkoda, że nie wiedziałem o tym wcześniej. Jak trafiliście na informację o tym?Co do planetarium w AMoNH, to pełna zgoda, że jest świetne, podobnie bardzo ciekawa jest część z prehistorycznymi, często imponującej wielkości szkieletami, ale cała ogromna część z wypchanymi zwierzętami współczesnymi to moim zdaniem jakiś zupełny anachronizm. Co innego umieścić w muzeum zestaw kości z wykopalisk, a co innego zabić zwierzę (a raczej ich setki) po to, by je umieścić w gablocie.
@tropikey informację o grafitti znalazłem gdy szukałem w google ciekawych miejsc do zobaczenia. Trafiłem wtedy na stronę https://www.theamericanka.pl/darmowe-mi ... wym-jorku/ Co do muzeum: u nas z tymi zwierzętami nie było problemu, bo po tym jak dzięki Alex spędziliśmy grubo ponad godzinę na sekcji geologicznej gapiąc się na różne skały
:lol: to tylko śmigneliśmy przez część ze zwierzętami, żeby zdąrzyć znowu pieczołowicie
:lol: obejrzeć sekcje poświęcone różnym plemionom no i szkielety. Po tych skałach mam taką traumę, że przez najbliższych kilka miesięcy nie wybieram się do żadnego muzeum
;)
PodsumowanieLuty w NY okazał się strzałem w dziesiątkę - mało turystów, niższe ceny noclegów i do tego fantastyczna pogoda. Z tą aurą to jednak raczej nietypowe. Gdy tylko wróciliśmy do Polski zerknąłem na wiadomości z NY i okazało się, że właśnie odwołali jakąś imprezę z powodu .. burzy śnieżnej.
:D Chyba zabraliśmy pogodę do Polski, bo tutaj z kolei zrobił się cieplutki luty. Żeby cenowo NY wyszło nie najgorzej trzeba się trochę postarać. Jedzenie w Chinatown, tygodniowy bilet na metro, okazyjny zakup biletów na Broadway, NY CityPass na pięć atrakcji, bardzo przyzwoity hotel ze śniadaniem na Bronks - to wszystko było pomocne. Kamyczek do dyskusji co lepsze: Top of The Rock czy Empire State Building. Nam podobało się bardziej Empire. Duże znaczenie miał “cały pakiet”, tj. Empire zaprojektowano jako pewne doświadczenie: najpierw przechodzi się przez doskonale dopracowaną interaktywną wystawę, potem przejazd windą na której dachu wyświetlane są filmy, potem widoczki z części wewnętrznej i wreszcie taras widokowy. Znacznym plusem była możliwość powtórnego przyjścia po zmroku w ramach jednego użycia CityPass, NY nawet bardziej nam się podobał wtedy.Wiadomo, nie widzieliśmy wielu rzeczy, ale tydzien w NY sprawił, że mieliśmy okazję poznać wiele z miejsc które widziało się tylko w kinie czy telewizji wcześniej. Samo doświadczenie Manhattanu jest interesujące, bo zaskakują niewielkie odległości między bardzo różnymi miejscami i specyficzne odczucie związane z zagęszczeniem wysokich budynków. Ciekawie było też poobserwować Nowojorczyków, z ich często głośnym sposobem zachowania i niemalże chaotycznym ubiorem (te crocsy w zimie, ubrane na gołe stopy, które widziałem na nogach współpasażerów kilka razy w metrze, brrrr). Sprawdziliśmy, że Bronks nie jest wcale taki straszny, a za najpiękniejsze przeżyciem zgodnie uznaliśmy musical na Broadway’u. Dziękuję za uwagę i do usłyszenia podczas kolejnych relacji, bo mam nadzieję, że ciągle będziemy latać .. bo możemy!
Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.
Jak już niektórzy mieli się okazję przekonać ja kompletnie nie łapię aluzji i żartów i zupełnie nie wiem o sssso chozzzi.
:D Stąd też na wszelki wypadek wezmę pod uwagę bardzo mocno sugestie z obu ostatnich postów i kolejna relacja będzie z Mordoru i Biedronki na Konstruktorskiej (ciekawe czy mają tam Magnum?).
;)
Wielkie dzięki za głosy w konkursie na relację miesiąca! Strasznie mi przyjemnie, że były osoby ktorym relacja się podobała i pofatygowały się, żeby kliknąć i zagłosować. Dziękuję!
Pewnie, nie widzieliśmy jeszcze wielu fantastycznych miejsc, nawet w najbliższej okolicy, tyle, że zawsze można kiedyś je jeszcze odwiedzić, nawet na starość. Natomiast z tymi odległymi krajami to kwestia splotu wielu czynników: dostępności niedrogich lotów, możliwości finansowych, czasowych (praca!), zdrowia własnego i rodziców, stabilności na świecie itd itp. Niewiele trzeba, żeby zakłócić stan tak delikatnej równowagi. Ten wyjazd właśnie jest na to dowodem: bilety do Ekwadoru z trzydniowym stopem w Nowym Jorku kupiliśmy już bardzo dawno. Wyjazd szybko uzupełniłem dokupując przelot na Galapagos. Co było potem? Niespodziewanie w listopadzie wylądowałem na dwa tygodnie w szpitalu, zahaczając przez dwa dni o OIOM. Potem jeszcze rekonwalescencja i kiedy już sądziłem, że wyjazd pójdzie w piach (najmniejszy problem w tych okolicznościach), doszło do poprawy. Szybka konsultacja u specjalisty, który jest podobnym wariatem do nas, ale przemierzającym świat jachtem:
(ja) co Pan sądzi o pomyśle wyjazdu do Ekwadoru?
(doktor) koniecznie jechać!! Tylko niech Pan wykupi dobre ubezpieczenie medyczne.
(ja) a wulkany z wejściem na wysokość 4500m?
(doktor) no nie, na to jeszcze trzeba poczekać
No i w ten sposób dokonałem szybkiej i względnie łatwej zmiany trasy - zamiast Cotopaxi, Chimborazo i laguny Quilotoa zdecydowaliśmy się na Cuencę, park narodowy Cajas i okolice.
Kolejny czynnik z delikatnego splotu pozwalającego na podróże zawalił się niecałe trzy tygodnie przed wyjazdem, bo w Ekwadorze wprowadzono stan wyjątkowy i rozpoczęto ostrą walkę z mafią narkotykową. Cóż robić? Po dokładnym rozeznaniu sytuacji zdecydowaliśmy się skupić na Galapagos, skracając do minimum pobyt w kontynentalnym Ekwadorze, a z kolei wydłużając nasz czas w Nowym Jorku do tygodnia. Udało nam się to bezkarnie, bo w międzyczasie były zmiany rozkładowe i linia lotnicza zgodziła się na modyfikację biletów.
Relację z Galapagos napiszę może w dalszej kolejności, bo istnieje już świeża relacja z tamtych rejonów na forum, a skupię się na razie na naszym tygodniu w Nowym Jorku.
Jeszcze dla przypomnienia, podróżujemy we trójkę: żona, córka, która ma już 10.5 roku (występuje w relacji jako Alex), no i ja. Byliśmy w Nowym Jorku w dniach 6-12.02.2024.
Wydłużenie pobytu w Nowym Jorku wiązało się z pewnymi dylematami: sądziłem, że nie uda się zarezerwować w sensownej cenie noclegu z tak niedużym wyprzedzeniem, no i jak wypełnić atrakcyjnie siedem dni w mieście słynącym z nieprzyjemnych zim? Co do noclegu to znalazłem w dobrej cenie hotel ze świetnymi opiniami na Bronksie. Jeśli chodzi o atrakcje, to okaże się w miarę postępów relacji :) Tak więc do rzeczy!
Dzien 1.
Nasz wylot z Guayaquil opóźnił się o dwie godziny i ostatecznie przeszliśmy formalności na lotnisku JFK około pierwszej w nocy. W przeciwieństwie do miast takich jak Tokio, w NY nie ma się co stresować, bo metro jeździ przez całą dobę. Nie skorzystaliśmy z najtańszej zupełnie możliwości przejazdu tj. użycia autobusu zamiast płatnego odcinka Airtrain, bo i tak nasza podróż miała obejmować trzy środki transportu tj Airtrain i dwie linie metra i trwać łącznie dwie godziny. Ostatecznie więc zapłaciliśmy po $8.25 za przejazd Airtrain płatne przy wysiadaniu na Jamaica station oraz po $34 za tygodniową Metrocard, którą i tak potrzebowaliśmy. System automatów jest mocno nieprzemyślany, rzucał błędami, prawdopodobnie z tego powodu, że użyłem tej samej karty do zapłaty za Airtrain i za tygodniówkę. Żonglowanie kartami płatniczymi, konieczność kupienia karty na przejazd dla każdej z osób w osobnej transakcji, limity płatności kartą no i jeszcze konieczność wpisywania kodu pocztowego. Uff, cóż może być przyjemniejszego o pierwszej w nocy. ?W rzeczywistości ogarnęliśmy to ekspresowo, bo spieszyliśmy się na pociąg, bo jeżdżą w nocy rzadziej, a dodatkowe 20min snu jest bezcenne!
Jazda nocą metrem nie jest niczym szczególnym, sprawdziliśmy, że “NY to miasto które nigdy nie śpi”, faktycznie było trochę ludzi. Ważne, żeby wsiadać do wagonów w których są już ludzie, bo to bezpieczniej, a w tych pustych bywają bezdomni, którzy generują nieznośny zapach niekiedy nawet na cały wagon. Przesiadka między liniami metra wymagała nieco uważności, bo nocą trasy metra różnią się nieco od tych dziennych chyba z powodu remontów, zwłaszcza w okolicach weekendów. Do tego warto czytać oznaczenia na stacjach, bo pociąg w naszym przypadku odjeżdżał z innego peronu niż pokazywało google maps, taki urok nocnego podróżowania. W ten oto sposób dotarliśmy w okolicach trzeciej nad ranem na Bronks. Ostatnie 300m ze stacji do hotelu pokonaliśmy pieszo i widzieliśmy parę nieco dziwnych postaci, ale myślę, że albo nie byliśmy w ich obszarze zainteresowań, albo wykorzystaliśmy element zaskoczenia. Biała rodzina z wielką walizką, szybkim i zdecydowanym krokiem przemierzająca nocą Bronks może być widokiem wprawiającym w osłupienie niektórych osobników. :D
Pokój w hotelu Highbridge okazał się mieć iście amerykański rozmiar, myślę, że miał ponad 30m i był dla nas idealny, więc najszybciej jak się dało wypróbowaliśmy obszerne łóżka. :)
Rano dospaliśmy aż do 9:00 i rzutem na taśmę zjedliśmy śniadanie, które było tylko do 10:00. Poranne jedzenie pierwszego dnia wydawało się całkiem ok: jajecznica, hamburgery, ziemniaczki z warzywami (gotowe z puszki!), jogurt naturalny, jabłka, pomarańcze. Z każdym dniem jednak coraz bardziej tęskniliśmy do własnych posiłków, pełnych świeżych warzyw, których tutaj prawie nie dało się uświadczyć.
Właściwe przywitanie z Nowym Jorkiem rozpoczęliśmy od wymarzonego miejsca Alex. Czy wiecie może gdzie jesteśmy? ?
Czapka kosztowała $170 więc poprzestaliśmy na przymierzeniu.
Ponieważ mieliśmy fantastyczną pogodę (która utrzymała się właściwie przez cały nasz pobyt) - pełne słońce, 9-12 stopni, to Central Park wydawał się znakomitym wyborem. I rzeczywiście, to piękne miejsce o każdej porze roku!
Mamy w Central Parku też mocny polski akcent: pomnik króla Jagiełły!
A oto miejsce gdzie mieszkali John Lennon i Yoko Ono:
W tej okolicy John został zastrzelony, stąd też pobliska część Central Parku upamiętnia muzyka i nosi nazwę Strawberry Fields. Za każdym razem gdy tam pojawialiśmy się, ktoś grał piosenki Beatlesów.
W parku można by spędzić znacznie więcej czasu, gdyby ktoś chciał, ale my mieliśmy ambitne plany - zwiedzanie Biblioteki Publicznej. Budynek jest oczywiście dostępny dla każdego, ale tylko z przewodnikiem można zajrzeć do mniej dostępnych miejsc, móc zrobić zdjęcie czytelni, czy po prostu posłuchać mnóstwa ciekawostek związanych z biblioteką. Zwiedzanie jest bezpłatne, ale konieczna jest wcześniejsza rezerwacja na stronie: https://www.showclix.com/event/nypl-building-tours
Zdecydowanie warto, stosunek jakości do ceny dąży do nieskończoności! ;)
Uczestnicy oprowadzania mają 10% zniżki na rzeczy w sklepiku, ale jakoś do nas to nie przemawiało skoro dla przykładu taka prosta torba kosztowała $85.
W bibliotece znajduje się wystawa eksponatów mniej lub bardziej związanych z miejscem, można tam wejść bez oprowadzania.
Pluszaki z Harrodsa będące inspiracją dla autora Kubusia Puchatka.
Chyba najbardziej znany miś świata w oryginalnej postaci.
Potem poszwędaliśmy się po okolicy
I poszliśmy na cheeseburgery do Five Guys. Jak zwykle jedne duże frytki (czytaj: “wiaderko” :) ) spokojnie wystarcza na naszą trójkę. :)
Wieczór oszołomił nas feerią kolorów w okolicy Times Square.
@Sudoku nic tak nie mobilizuje jak zainteresowanie ze strony drogich Czytelników :D W tej sytuacji jutro będzie kolejna część. :lol:Dzien 3
Na dziś zaplanowaliśmy wypad do dolnej części Manhattanu i parę bonusów. ?
Przyjemnie się zwiedza te okolice, bo jest trochę przestrzenniej niż w okolicach Empire State Building.
Architektura jest tak samo zróżnicowana jak wszędzie na Manhattanie. Nikomu nie przeszkadza, że sąsiadujące ze sobą budynki są w kompletnie innym stylu. I tak całość się w jakiś sposób “zgadza”.
A oto najstarszy kościół na Manhattanie, w którym bywał George Washington : St. Paul’s Chapel
Powoli zmierzamy ku naszemu pierwszemu dzisiaj celowi: muzeum 9/11. Znajdują się tutaj dwa monumenty, dostępne bezpłatnie oraz samo muzeum które odwiedzamy korzystając z CityPass. To najbardziej uczęszczane z miejsc w ramach karnetu i pewnie w sezonie konieczna jest wczesna rezerwacja. Muzeum zaskakuje, robi większe wrażenie niż podejrzewałem. Można tu zobaczyć fundamenty dwóch wież, przedmioty związane z tragedią oraz elementy audiowizualne jak np. zapis rozmów stewardes i pasażerów z rodzinami tuż przed rozbiciem się samolotów. Całość bardzo porusza.
Schody którymi niektórzy zdołali się uratować:
Na jednym z monumentów znajdujemy wpis upamiętniający Dorotę Kopiczko, tutaj możecie więcej o Dorocie przeczytać: https://gazetakrakowska.pl/dorota-kopic ... r/10614388
Stamtąd udajemy się w kierunku Wall Street. Muszę przyznać, że wyobrażałem sobie to miejsce zupełnie inaczej. Wielkie centrum finansowe, symbol potęgi i wpływów.. W rzeczywistości budynek giełdy nowojorskiej trochę ginie wśród mnóstwa otaczających wieżowców.
Nieopodal znajduje się pomnik byka, gdzie stoi kolejka chętnych by sobie zrobić zdjęcie z przodu … i z tyłu. :)
Tłusty czwartek świętujemy, jakże by inaczej, tuzinem pączków. :lol:
A następnie udajemy się na prom na Staten Island. Prom kursuje co pół godziny i przejazd jest bezpłatny. Nie interesuje nas jednak sama wyspa tylko widoki na Manhattan a także na taki oto pomnik.